sobota, 3 listopada 2012
Trochę krwi, trochę science fiction i voila!
Hello! Z miejsca przepraszam, za tak długą nieobecność jeśli ktokolwiek czyta te moje wypociny. Niestety wszystko co dobre musi się skończyć a w tym przypadku mam na myśli wakacje. One się kończą a zaczynają się studia, które w moim przypadku oznaczają mało czasu na przyjemności. Lecz nie smućcie się rodacy! Oglądam! Ale nie czytam, bo czytania mam dużo na te moje piękne przedmioty. W każdym bądź razie zaczął się listopad. Mam w zwyczaju świętować Halloween, poprzez oglądanie horrorów. Dużo ich nie obejrzałam, bo najzwyczajniej w świecie padłam po cudownej 4 godzinnej podróży z Lublina do Przeworska. Narazie zajmę się jednym z filmów, które obejrzałam a bardzo mnie zaskoczyły.
Znacie te filmy o nastolatkach, które sobie gdzieś wyjeżdżają, piją i nagle pojawia się morderca i zabija ich po kolei? Ten film może się wydawać powtórką z rozrywki. Nic bardziej mylnego! Twórcy "Avengersów" zaserwowali nam niezłą ucztę - mamy tutaj wszelkiego rodzaju strachy. Wielu ludzi doszukuje się nawiązań do innych horrorów i przyznam, że znalazłoby się ich trochę (m.in. "Hellraiser", "Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną" and so on, and so forth). Wszystko to pięknie przypomina mi filmy science fiction a także "Mgłę" na podstawie Stephena Kinga. Co jest rzeczywistością a co jest fikcją? Świat przedstawiony w tym filmie nie ma żadnych barier, pod sam koniec filmu krew leje się strumieniami. Niby coś co możemy odnaleźć w wielu dzisiejszych filmach, jednakże ten film ma swój urok. Co się na niego składa? Głównie sam pomysł - niczym w Big Brotherze, bohaterowie są obserwowani, ba nawet odbywają się zakłady dotyczące śmierci poszczególnych osób. Szeroka gama "strachów" od krokodyli do zjaw, czego duża zapragnie. No i zakończenie. Film, o którym było głośno a mnie wydaje się być niedoceniony (ocena na filmwebie). Dziś prawdziwych horrorów komediowych już nie ma, a dla mnie taki właśnie jest ten film i lubię go, bardzo.
Jeśli chodzi o obsadę to na owacje zasługuje aktor grający Marty'ego - najzabawniejsza i najsympatyczniejsza postać, reszta jest wyblakła. No i oczywiście nie można zapomnieć o Sigourney Weaver. Żeby film się sprzedał twórcy zatrudnili znanego nam Thora, który zagrał typowego amerykańskiego głupka.
Ogółem film warty zobaczenia, chociażby żeby samemu sobie wyrobić zdanie i zobaczyć co jeszcze można wymyśleć. W dzisiejszych czasach każdy film kopiuje znane juz motywy albo po prostu jest remakiem a tu bang, jednak da się być kreatywnym. Brawa za scenariusz! Oceniam go na 7, bo jednak parę rzeczy bym zmieniła. Mimo wszystko bardzo miło będę go wspominać i na pewno będę go polecać.
7/10
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
